GDrive i prywatność według Google
Długi majowy weekend dobiega końca w Polsce. Na pewno dzięki słońcu i wysokiej temperaturze był i jest udany dla wielu z Was. Jako, że powoli odchodzi to postanowiłem coś napisać i nie jest to rzecz zupełnie lekka, bo dotyczy usług serwowanych nam przez Google, a szczególnie opisywanego od pewnego czasu dysku GDrive.
Od dłuższego czasu obserwuję jak Google przejmuje nas dzięki swoim usługom oferowanym za darmo. Widzę jak kolejne osoby oddają się w ręce Google’a i korzystają z ich rozwiązań. Widzę jak kolejne uczelnie czy przedsiębiorstwa również zaczynają korzystać z ich usług. Nie chcę tutaj pisać, że są złe. Wprost przeciwnie. Są tak dobre, że kolejni użytkownicy sami się o nie pytają.
Jest jednak coś co mnie niepokoi w tym całym radosnym przedsięwzięciu. To od lat krytykowana polityka prywatności Google’a. I wkurza mnie jak czytam, że Sergey Brin przypuścił mocny atak w kierunku Facebooka i Apple’a, których oskarżył o to, że są przeciwko otwartemu Internetowi. Tak naprawdę to walka miedzy korporacjami o przewagę na rynku.
Wkurzają mnie zapisy Google Drive:
When you upload or otherwise submit content to our Services, you give Google (and those we work with) a worldwide license to use, host, store, reproduce, modify, create derivative works (such as those resulting from translations, adaptations or other changes we make so that your content works better with our Services), communicate, publish, publicly perform, publicly display and distribute such content.
Powyższe zapisy jasno mówią, że oddajemy swoją prywatność w ręce Google’a. I pozostawiamy im swobodę do dysponowania naszymi materiałami. Przynajmniej formalnie. Kiedy wgrywamy coś bądźmy świadomi, że udzielamy licencji na używanie, przechowywanie, powielanie, modyfikowanie czy tworzenie pochodnych materiałów takich jak tłumaczenia, publikowanie czy publiczne wyświetlanie i rozpowszechnianie tych treści. Mogę się założyć, że niewielu z Was czyta takie zapisy. Część z Was po analizie powie: Ok, ja nie widzę problemu, bo to odnosi się dokładnie do usług Google’a, z których korzystam. Google Translate, GDrive, wyszukiwarka Google, Google Docs do swojego działania potrzebują mojej zgody. Jeśli wyrażę ja raz mam z tym spokój i Google też. Ostre zapisy łagodzi zdanie, które wielu z nas umyka, a znajduje się tuż przed zacytowanym przeze mnie kontrowersyjnym paragrafem:
Some of our Services allow you to submit content. You retain ownership of any intellectual property rights that you hold in that content. In short, what belongs to you stays yours.
Czyli miejmy świadomość, że to co należy do nas pozostaje nasze.
Czy to prawniczy bełkot jak niektórzy z Was to określają czy ostrzeżenie przed możliwymi konsekwencjami dla prywatności użytkowników? Spójrzmy zatem na zapisy konkurentów:
Dropbox:
Your Stuff & Your Privacy: By using our Services you provide us with information, files, and folders that you submit to Dropbox (together, „your stuff”). You retain full ownership to your stuff. We don’t claim any ownership to any of it. These Terms do not grant us any rights to your stuff or intellectual property except for the limited rights that are needed to run the Services, as explained below.
Ale w innym paragrafie mamy:
We may need your permission to do things you ask us to do with your stuff, for example, hosting your files, or sharing them at your direction. This includes product features visible to you, for example, image thumbnails or document previews. It also includes design choices we make to technically administer our Services, for example, how we redundantly backup data to keep it safe. You give us the permissions we need to do those things solely to provide the Services. This permission also extends to trusted third parties we work with to provide the Services, for example Amazon, which provides our storage space (again, only to provide the Services).
SkyDrive:
Your Content: Except for material that we license to you, we don’t claim ownership of the content you provide on the service. Your content remains your content. We also don’t control, verify, or endorse the content that you and others make available on the service.
Zapisy stosowane przez Dropbox’a są bardzo podobne do zapisów Google’a ale znacznie jaśniej jak dla mnie sformułowane i nie powodujące uczucia, że oddaję jakiejś korporacji prawa do moich materiałów. Dropbox jaśniej to wszystko tłumaczy i przystępniej dla końcowego użytkownika. Jest także mowa o zgodzie na pewne czynności, a nie o udzielaniu licencji. Mistrzem świata w jasności sformułowań pozostaje jednak Microsoft z usługą SkyDrive. Microsoft nie rości sobie prawa do treści. Nasze materiały pozostają naszymi. Patrząc się na zapisy to SkyDrive jest dla mnie najbezpieczniejszym wyborem. Ale czy oznacza to, że nie będę korzystał z GDrive albo Dropbox’a? Nie mogę tak napisać, bo sam dobrze wiem, że decydując się na te rozwiązania już dawno oddałem część swojej prywatności innym.
Wole 100 razy bardziej politykę google która jaka by nie była jest stosunkowo jawna i mimo wszystko przyjazna użytkownikowi, od polityki Apple które tworzy iluzje szczęśliwego, bezpiecznego „ogrodu”.
wystarczy spojrzeć co w tym tygodniu zrobili z aplikacjami powiązanymi z dropboxem a nadchodzący tzw „antywirus” Gatekeeper zapewne nie raz będzie tematem ciekawych artykułów.
Jeśli chodzi o microsoft – żeby nie google juz teraz płacili byśmy abonament za używanie office a w krotce i windowsa, a tak mamy office starter za darmo i inne próby konkurencji z google typu office365.microsoft.com
Jeśli nie chcemy płacić realną walutą musimy płacić wirtualna którą obecnie sa dane na temat naszego życia i aktywności w sieci.